Przepisy w szkołach katolickich.

2010-03-04 16:35:37

Szczęść Boże.
Chciałabym wiedzieć dlaczego w wększości szkół katolickich jest tyle dziwacznych zakazów? Mam ty na myśli:
- zakaz farbowania włosów.
- zakaz makijażu.
- mundurki.
- dla chłopców zakaz zapuszczania zarostu.
- zakaz noszenia biżuterii.
- zakaz kolczyków w nosie czy brwiach.
- zakaz noszenia spódniczek nie krótszych niż do kolan i nie dłuższych ni do połowy łydek (autentyczny przepis obowiązujący w jednej z takich szkół).
- zakaz noszenia spodni przez dziewczyny.
Czy te zakazy płyną z nauczania Kościoła? Jeśli nie, to z czego to wynika?

Szczęść Boże. Zjawisko, o które Pani pyta, nie jest związane tylko i wyłącznie ze szkołami katolickimi. Mundurki i innego rodzaju wymagania dotyczące wyglądu dotyczą różnych szkół, zwłaszcza tych, które posiadają długą tradycję lub taką tworzą. A egzekwowane tam zasady wynikają raczej z wieloletniego (albo wielowiekowego!) zwyczaju, oczekiwań szkoły wobec ucznia, a nie tylko wydumanych rygorystycznych zakazów. W wielu szkołach amerykańskich, niekoniecznie katolickich i elitarnych, uczniowie nie mogą chodzić w t-shirtach, dżinsach, z „mp trójkami”… A przecież w dobrej szkole nawet jeżeli nie ma tego typu obostrzeń, nie ma pełnej dowolności stroju: bo i bez regulaminu uczeń powinien wiedzieć ( z domu, ale uczy tego też szkoła), że w różnych sytuacjach różnie się ubieramy – np. na plażę pójdę w szortach i klapkach, a do szkoły (czy np. biura) nie. Tak czy inaczej, szkoła uczy odpowiednich zachowań w różnych rolach społecznych. Problem dotyczy przecież życia dorosłego, do którego przygotowujemy , w którym absolwent spotka się np. z wymaganiami w pracy (bank, wojsko…) co do stroju. Coraz bardziej popularny jest tzw. dress code – często bardziej wymagający niż zakaz noszenia sportowego obuwia do stroju galowego. Jedna z korporacji amerykańskich określa wymaganą grubość brwi (!), co jest oczywiście przesadą, ale żadna szanująca się instytucja nie zezwoli na pełną dowolność strojów pracownikom mającym kontakt z klientem. I tego uczy się młodzież, wybierająca szkoły „mundurowe” a potem często takie zawody. Zwolennicy takich  szkół twierdzą, że „mundur”, czyli jednolity strój i stonowany wygląd wyróżnia, nadaje instytucji (szkole) pewnego szyku, elegancji („Za mundurem panny sznurem”), elitarności, uczy indywidualizmu (przez wyróżnianie się np. dodatkami), eksponuje urodę własną, znosi niezdrowe popisywanie się strojem i zamożnością, stawiając na inne zalety,  utrzymują, że to „orły są szare, a papugi pstrokate”. To, co według mnie najważniejsze – żyjemy w wolnym kraju, w którym jest wiele szkół, bardzo dobrych, bez regulaminowych obostrzeń co do wyglądu (również szkół katolickich) – i takie powinni wybierać ci, którzy nie lubią ograniczeń. Podobnie jak ktoś o naturze hippisa nie wybiera np. zawodu żołnierza lub bankowca, jeśli nie chce zrezygnować ze swobody ubioru i zachowań.  

Pozdrawiam serdecznie.

 

Zbigniew Kruszewski

zobacz komentarze [3]